niedziela, 9 kwietnia 2017

W Saskim Ogrodzie koło fontanny...

____________________________________________________

"W SASKIM OGRODZIE KOŁO FONTANNY..."

...stanął kiedyś barak, w którym na dwie zmiany
gnieździła się peerelowska podstawówka.

Musiałam wstawać za wcześnie lub wracać za późno.
W planie sześcioletnim lato pracowało rozsądnie,
lecz zima budziła mnie elektrycznym światłem,
a do domu odprowadzała
panująca w parku i na ulicach ciemność.
Nie bałam się warszawskich chuliganów
ani czających się po krzakach panów
- umiałam szybko biegać
i trzymałam sztamę z bandą usmarkanych łobuzów!



Latem, uciekaliśmy z lekcji w bezpieczne zarośla,
bawiąc się w podchody w zabytkowym parku.
Jesienią zbieraliśmy kilogramy kasztanów
błyskających wśród opadłych liści.
Zimą, w stawie nie było wody ani łabędzi,
za to lód ściskał okoliczne górki.
Zjeżdżałam z nich na wojskowych portkach,
aż zamarznięte stawały na baczność,
gdy ściągałam je po powrocie do domu.
Suszyliśmy się razem przy ogniu,
buzującym w piecu z rozgrzaną do czerwoności rurą.



* * *
Pewnego dnia byłam najlepsza w klasie!
Zgadłam!, że chorągiew jest radziecka, nie rosyjska
- byłam dumna i blada z czerwonej pochwały!
Znałam też nazwiska uburbuchanych portretów
straszących z obu stron tablicy.

Decydowały o moim życiu!
Zapewniały niedostatek i zmuszały do trudu socjalizmu,
choć my woleliśmy bawić się
w zwycięską wojnę Polaków nad Niemcami,

strzelając z drewnianych karabinów, waląc kamiennymi granatami.


Portrety, na każdym apelu kazały śpiewać
o milionach rąk, w których biło jedno serce
i wyprowadzających w pole
hej! wy koniach - rumakach stalowych!
Ze złością błyskały szklanymi oczami,
gdy zafascynowana faktem,
że w piosenkach dzieją się rzeczy niemożliwe
dobijałam je wykrzykując:
„Niech ucichnie!, niech zamilknie! wolny śpiew!
wo-olny śpiew! wo-olny śpiew!”




Czując się winna
uciekałam spod ich oburzonych spojrzeń,
zanim dzwonek przeraźliwie kończył lekcje.
Potem pędziłam do pustego mieszkania, żeby przełknąć byle co
i jak najszybciej odgrzebywać przysypane gruzami skarby.
Lub gnać w przedwieczorny świat,
tocząc przed sobą uwięzione w drucianym widelcu
rowerowe kółko,
wiodące mnie przez odrapane i czarne
ulice warszawskiego dzieciństwa.



Widok z PKiN na Świętokrzyską, w tej czarnej kamienicy (tej wyżej) z prawej strony mieszkałam 13 lat!


Marszałkowska - też miejsce moich wypraw, mieszkałam 2 przystanki dalej...

___________________________________________________________

Zdjęcia Ogrodu Saskiego - dziś, wykonał mój szkolny kolega Włodzimierz Lissner, również chodzący do tej szkoły...

Brak komentarzy: