sobota, 8 kwietnia 2017

Małe miasteczka ginące latem...

__________________________________________________________________

MAŁE MIASTECZKA GINĄCE LATEM...

Nieoryginalne, prowincjonalne królestwa
spieczone słońcem, przysypane kurzem niepamięci...
Mijam je przyglądając się obojętnie.
Nie kocham, porzucam, zapominam...


Chociaż?... czasami zapiera dech iluzja...
Ulegam jej przez chwilę, bo nagle, w grupie ludzi,
w fotografii słońca na okiennej szybie,
w snującym się po niebie dymie
odnajduję to, za czym gonię całe życie.

Lecz wystarczy nieprzyjazny gest,
uciekające z wiatrem (nie do mnie rzucone) słowa
i kolejny raz złudę gasi pustka...


W skwarze ustają zegary:
wypominający kościelny,
nieuprzejmy urzędas z ratuszowej wieży,
bezpomocny pigularz, nienasycony ze spożywczego.
W brzęczeniu much milkną kuchenne kukułki,
a w ciemnych pokojach zamierają z żalu
wahadła kiwające się nad fotografiami z minionym szczęściem.
Czas niepotrzebny (jak na Tamtym Świecie),
niepodsycany wiatrem - dogorywa.



W pustce rynku i zamkniętych horyzontem ulic
rozmywają się ludzkie postacie...
Przed drzwiami starego domu
przed chwilą skakała lnianowłosa dziewczynka
- wyrysowane kredą klasy drgają w gorącym powietrzu.

Zamilkły psy, dziecięcy śmiech odleciał jak spłoszony ptak.
Resztką sił rzucił się do ucieczki ostatni podmuch wiatru...
Z wysoka - napływa potężniejący ogień palącego słońca!

* * *
Dlaczego duszącym snem kończy się wszystko...
...zawsze... 



__________________________________________________________________







Brak komentarzy: