Z ulgą... zostawiam cię bezsilna czarownico
w lodowatej wyniosłości księżyca
i objęciach szkieletu drzewa,
straszącego obok zamkniętych przed tobą
drzwi starego kościoła.
Stoisz tuż przy czarnych wrotach,
które niezadługo przekroczysz
(w swoich nieodmiennie płaskich butach),
żeby zagłębić się
w tunelu piekielnego przeznaczenia.
Wychyliłaś kielich trucizny dla mnie przeznaczonej.
Taka po niej słaba i bezradna,
kulisz się w tym swoim, żałobnym ubraniu…
POGRZEB
Pochowałam cię jak na dobrą żonę przystało!
Zadusiłam parę rachitycznych wspomnień,
pogryzłam fałszywe fotografie
i spuściłam wodę na listy rozłąką napisane!
Twoje prochy wrzuciłam do zsypu niepamięci.
Zapisałam w kominie datę zmartwychwstania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz