niedziela, 14 sierpnia 2016

Szczęście na rynku

__________________________________________________________________


SZCZĘŚCIE NA RYNKU


Na skierniewickim rynku w dawnych czasach,
zalatywało końmi, pachniało jabłkami...
Magistracka wieża zza okularów okien
spoglądała na chłopów donośnie handlujących wsią.

Na zydelku między straganami przysiadała babcia Zofia,
sprzedająca chełpliwe cekiny i landrynki koralików.
Za matczyne poświęcenie owdowiałej babci,
jej przenajświętszą obowiązkowość,
wytrzymałość na śniegi, deszcze i wichury
córki ukończyły pensje, a syn podchorążówkę.
Lecz ta - w zmowie z wojenną zawieruchą -
rzuciła go za oceany,
odbierając babci nadzieję na starość.

To dzięki nieugiętej babcinej odpowiedzialności,
mogłam znośnie żyć,
gdy matka szukała męża w pełnej wdów Warszawie.

Gdy nie było targu w Skierniewicach
i ciągnącej za jarmarkiem babci,
cienie wyciągały z kątów chciwe łapy,
ponuro łypały wypolerowane czasem kostki bruku
i potoki łez płynęły rynsztokami...
Moje ustające z samotności serce biło równo tylko,
gdy między wozami mogłam wypatrzeć
znajomą postać, otuloną pachnącą wiatrem chustą.

* * *
Dziś…
na skierniewickim rynku
wdzięczą się rabatkowe kwiaty.
Kobieta przysiadła na ławce, w cieniu drzew,
a za oknem, kogoś koi jej obecność.



__________________________________________________________________

Na zdjęciu u góry babcia i wujek.

Wiersz napisałam gdy na rynku były drzewa i skwer. Dziś beton i fontanny...
Niestety powiatowe miasta w Polsce uległy tej paskudnej modzie...

Zdjęcia ze strony Skierniewice. pl
________________________________________________________________________________

Brak komentarzy: