WIECZORNA OBOJĘTNOŚĆ
Skazanemu na samotność,
w nadmiarze przypadają powroty
pod wysoko świecącym księżycem,
pośród chłodu ciągnącego od pociemniałej rzeki
i bezradności drzew, z których odleciały liście.
Co wieczór przemierza on puste ulice,
zaglądając w okna odbijające poświatę latarni.
Za szybami,
w niedostępnych dla niego zaciszach,
zegary rozciągają godziny wczesnej nocy,
gnuśnieją syte myśli, słowa i uczynki,
przeciągają się odkształcone płaszcze,
rozleniwiają buty, czapki, parasole...
w niedostępnych dla niego zaciszach,
zegary rozciągają godziny wczesnej nocy,
gnuśnieją syte myśli, słowa i uczynki,
przeciągają się odkształcone płaszcze,
rozleniwiają buty, czapki, parasole...
I tylko zamknięty w domu pies,
w ciemności czekający swego pana,
wyjąc współczuje krokom
głucho odbijającym się od trotuaru...
w ciemności czekający swego pana,
wyjąc współczuje krokom
głucho odbijającym się od trotuaru...
________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz