MOJA RZEKA
Wiła się po kryjomu
między zieloną górą, a soczystymi ogrodami...
Czasem, nieostrożnie zagłębiając się w zagadki ziemi,
mogła pociągnąć w wirującą toń!...
Ale zwykle, głaszcząc aksamitną wodą,
koiła dziecięce zmartwienia.
Latem była leniwą rzeką równiny,
przedłużała wakacje, spowalniając czas.
Zarastały ją ostre trzciny, pachnące tataraki
i śpiewające mroczne ballady olszyny.
Drzewa rzucały enigmatyczne cienie,
a filtrujący półmrok chronił
przed spalającym włosy na słomę słońcem.
Łowiłam w niej rybki kolcówki,
do końca wegetujące w słoikach.
Sekretów brzegów strzegły straszne raki,
w szuwarach ropuchy skrzeczały miłosne arie,
a wtórujące zdrętwiałe żabie chóry
intonowały oratoria patetyczne.
Moja rzeka! Najbliższa!...
Wystarczyło przebiec ogród kończący się wodą
- moją i niczyją więcej!
* * *
Zimą, przyduszona lodem zamierała...
Mściła się, gdy słońce rozpuszczało więzy
i w furii podchodziła pod dom
niedostępnie stojący na wzgórzu.
Szczękając krami ostrzegała, że jest niebezpieczna!
Trochę się jej bałam, gdy z okien werandy
patrzyłam na utopiony w czarnej wodzie ogród.
Lecz ona - ulegając podszeptom wiosny - odpływała,
zostawiając lodowe wysepki
topniejące między krzakami.
Chciała nas tylko pouczyć, żebyśmy latem uważali,
bo jest narwana
i niechcący może nas ponieść daleko od domu
- już na zawsze.
Na zdjęciu siedzę nad moją rzeką w latach siedemdziesiątych...
____________________________________________________________________________
Najbardziej na świecie lubię wodę...
Moją pierwszą miłością była moja własna rzeka, która płynęła sobie kilka metrów od końca naszego ogrodu w Skierniewicach... Nazywa się Łupia.
Tak wyglądała latem w tamtych czasach. Akwarelę wykonał nasz sąsiad doktor Fraytag.
Dziś robiono z niej zalew, Zadębie - jest dziesięć razy większa...
Fotografie rzeki Łupii wzięłam z portalu;
http://www.skierniewice.com.pl/
___________________________________________________________________________
i śpiewające mroczne ballady olszyny.
Drzewa rzucały enigmatyczne cienie,
a filtrujący półmrok chronił
przed spalającym włosy na słomę słońcem.
Łowiłam w niej rybki kolcówki,
do końca wegetujące w słoikach.
Sekretów brzegów strzegły straszne raki,
w szuwarach ropuchy skrzeczały miłosne arie,
a wtórujące zdrętwiałe żabie chóry
intonowały oratoria patetyczne.
Moja rzeka! Najbliższa!...
Wystarczyło przebiec ogród kończący się wodą
- moją i niczyją więcej!
* * *
Zimą, przyduszona lodem zamierała...
Mściła się, gdy słońce rozpuszczało więzy
i w furii podchodziła pod dom
niedostępnie stojący na wzgórzu.
Szczękając krami ostrzegała, że jest niebezpieczna!
Trochę się jej bałam, gdy z okien werandy
patrzyłam na utopiony w czarnej wodzie ogród.
Lecz ona - ulegając podszeptom wiosny - odpływała,
zostawiając lodowe wysepki
topniejące między krzakami.
Chciała nas tylko pouczyć, żebyśmy latem uważali,
bo jest narwana
i niechcący może nas ponieść daleko od domu
- już na zawsze.
Na zdjęciu siedzę nad moją rzeką w latach siedemdziesiątych...
____________________________________________________________________________
Najbardziej na świecie lubię wodę...
Moją pierwszą miłością była moja własna rzeka, która płynęła sobie kilka metrów od końca naszego ogrodu w Skierniewicach... Nazywa się Łupia.
Tak wyglądała latem w tamtych czasach. Akwarelę wykonał nasz sąsiad doktor Fraytag.
Dziś robiono z niej zalew, Zadębie - jest dziesięć razy większa...
Fotografie rzeki Łupii wzięłam z portalu;
http://www.skierniewice.com.pl/
___________________________________________________________________________